Confess. Colleen Hoover

TYTUŁ: Confess
AUTOR: Colleen Hoover
TŁUMACZENIE: Matylda Biernacka
WYDAWNICTWO: Otwarte
GATUNEK: Romans/Literatura obyczajowa

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Jestem Anna. (Palindrom). Jestem ukontentowana, ale nie zachwycona lekturą.

I jestem pewna, że Hoover swoją książką Ugly love zbyt wysoko postawiła sobie poprzeczkę i na dodatek solidnie ją przyspawała. Bo to Ugly love nadal pozostaje tą historią, która wycisnęła łzy prosto z mej duszy. Confess tego nie dokonały...

Wyznania. Wstydliwe, bolesne i tylko prawdziwe. Owen jest artystą nadaje barwę i kształt anonimowym wyznaniom poprzez przeniesienie ich na płótno. Maluje największe sekrety, najbardziej bolesne zdania, najgłębiej skrywaną prawdę. Prowadzi galerię sztuki otwartą tylko jeden dzień w miesiącu. I właśnie tego dnia poznaje Auburn, dziewczynę w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Dziewczynę, która jest jego przeznaczeniem. Ale... Auburn nie szuka miłość, szuka tylko sposobu na rozwiązanie problemu w swoim życiu. A miłość do Owena może wszytko skomplikować... i popsuć.

Co jak co, ale Hoover zawsze znajdzie sposób, żeby zaskoczyć czytelnika. Zachwycić formą i dodatkami, które sprawiają, że książka nabiera innego wymiaru. Była muzyka (Mayby someday jeśli dobrze kojarzę?), była poezja (Ugly love), w Confess podziwiamy malarstwo. Przepiękne zdjęcia, które stanowią dopełnienie magicznej historii trudnej miłości. Miłości wyboistej i pełnej przeciwności. Gdyby nie te kłody rzucane pod nogi zakochanych historia nie nabrałaby odpowiedniej rotacji aby wciągnąć w wir przygód zachwyconych czytelników. Ale mnie niezmiennie irytuje to, że "kochamy się, ale nie możemy ze sobą być". I przez 3/4 książki powtarzane jest to jedno, irytujące zdanie odmieniane przez przypadki, podawane w różnej formie i konfiguracji. Gdyby postawić sprawę jasno, może nie na samym początku książki, ale bliżej środka niż końca, byłoby ciekawiej (chociaż zapewne trudniej dla Autorki, bo musiałaby wysilić fantazję na tyle mocno, aby utrzymać czytelnika w napięciu). Ale taki urok new adult. A ja, stara baba, się czepiam.
Prócz tego kreacja bohaterów, która na początku mnie oczarowała, bardzo szybko rozmyła się w przepychankach słownych i wydarzeniach melodramatycznych. Oryginalność, umiłowanie palindromów i takie pozytywne zakręcenie Owena wyparowało, delikatność Auburn zniknęła, tylko bucowatość i cwaniactwo Treya miała się doskonale, ale nie była zbyt wiarygodnie i umiejętnie wykreowana. Dodam tylko, ze pojawiło się kilka błędów i dziwnych sformułowań, w tym: "nie ma mowy, żebym z nim zatańczyła do tej wolnej piosenki, która właśnie zaczęła iść", i to byłoby na tyle zastrzeżeń=)

Hoover ma niebywały dar ubierania w słowa uczuć. To nie lada sztuka opisać miłość jako uczucie i miłość jako zbliżenie fizyczne. Może charakterystyka postaci tym razem nie była perfekcyjna, ale taki właśnie był opis doznań, uczuć, emocji i bólu. W Confess doszukać się można wielu pięknych słów, które warto zapamiętać, wynotować i stosować w życiu, w miłości, w związku. Jak chociażby to, że często człowieka pociąga wyobrażenie o drugim człowieku, a nie on sam i nie prawdziwe uczucie do niego. Albo:

Bezinteresowność. To ona powinna stanowić podstawę każdego związku.
 
Jeśli łzy mają w zwyczaju nie pytać o pozwolenie i samoistnie pojawiają się na Twej twarzy, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wykażą się niesubordynacją na koniec powieści. Ostatni rozdział jest przepiękny i niezwykle wzruszający.

Miejmy nadzieję, że ma więcej niż jedno przeznaczenie.


Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Komentarze

Popularne posty