Moja mama jest aniołem. Małgorzata Friedel

TYTUŁ: Moja mama jest aniołem
AUTOR: Małgorzata Friedel
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Literatura piękna
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Czytanie tej książki sprawia fizyczny, autentyczny ból. 

Spustoszenie, jakie niesie ze sobą przyswojenie treści, dotyka także umiejętności ubierania myśli w słowa. Bo co można napisać o tak przerażającej, dotykającej samej duszy i serca książce? Że jest smutna? Banał! Że jest tak prawdziwa, wstrząsająca i poruszająca? Frazes! 

Najlepiej byłoby, abym zebrała wszystkie te wylane podczas lektury łzy i zamieniła je w słowa. Ale wszystko to brzmi ckliwie i patetycznie.

W chorobie jesteś samotny. Nieważne, że masz męża, dwie córki, mamę i siostrę. [...] M. miała nas, ale była samotna. W bólu i w cierpieniu, w strachu przed śmiercią.

Moja mama jest aniołem to próba zrozumienia. Bo każdy radzi sobie z chorobą najbliższych jak może. Jedni organizują spotkania, wizyty u lekarza, rehabilitację, plan dnia. Drudzy się modlą. Jeszcze inni czytają, szukają, chwytają się najbardziej idiotycznych i niewiarygodnych informacji w internecie. Pani Małgorzata pisze książkę. Książkę nasyconą bólem, cierpieniem i miłością. Ale głównym budulcem fabuły jest realizm. Autorka już na samym początku informuje, że 

Ja muszę powiedzieć prawdę. Opisać wszytko tak, jak było. Z kałem, smrodem, niewyobrażalnym bólem i czopkami.

A tuż za tym bezpośrednim wyznaniem czytamy:

Z bezgraniczną miłością i oddaniem.

Niecałe 120 stron ociekające bólem i miłością. W równych proporcjach. Autorka nie uderza w patetyczne tony. Nie gra na emocjach czytelników. Ba! czytając Moja mama jest aniołem ma się wrażenie, jakby była tylko pani Małgorzata i jej Mama. I skurwysyn, jak "pieszczotliwie" określają mięsaka.
A my czytelnicy jakby przypadkiem stajemy się świadkami swego rodzaju spowiedzi? terapii? świadectwa prawdy? To książka bardzo osobista, wyłuszczająca zagadnienia, o jakich się nie mówi. Walka z chorobą, kolorowa chusta na głowie, enigmatyczna "chemia", naświetlania. Tyle wiem ja. Tyle wiesz Ty. A na wszytko inne spuszczona jest zasłona milczenia i niewiedzy. Bo o smrodzie lepiej nie mówić, o zaparciach, o wymiotach, o braku rzęs i brwi, o gnijącym ciele. W towarzystwie o tym wszystkim mówić nie wypada...

Wiem, że to bardzo trudna książka, że nie każdy ma silę zmierzyć się z podejmowanym w niej tematem. Ale głęboko wierzę, że ta urywana, spazmatyczna i lekko chaotyczna recenzja sprawi, że po książkę sięgniesz. Bardzo polecam.

Nadal szukam, analizuję, czytam. Ufam, że kiedyś odkryję prawdę, że może M. potrzebuje więcej czasu, aby jakoś ukoić mój żal.

Komentarze

  1. Właśnie takie recenzje najbardziej do mnie przemawiają. Rak to cholerstwo, które panoszy się także w mojej rodzinie, dlatego na pewno sięgnę po tę historię, chociaż wiem, że łatwo nie będzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. A ja trzymam kciuki aby się nie panoszył tylko został definitywnie pokonany. Pozdrawiam i bardzo polecam książkę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty