Historia Adeli. Magdalena Knedler
TYTUŁ: Historia Adeli
AUTOR: Magdalena Knedler
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Powieść obyczajowa
Każdy człowiek przeżył, przeżyje albo jest w trakcie wielkiego (albo małego) trzęsienia ziemi, czyli wydarzeń, które potrafią zburzyć misternie i skrupulatnie budowaną historię naszego życia. Choroba, wypadek, rozstanie, odejście najbliższej osoby, utrata pracy. Pytanie – co zrobić patrząc na gruzowisko własnego życia, na od lat budowane miasto, które w jednej chwili przestało istnieć?
Adelę poznajemy właśnie wśród roztrzaskanego na kawałeczki poukładanego życia. Dobrego życia, u boku ukochanego męża Pawła, w wymarzonej pracy – włoskiej księgarnio-kawiarni, w malowniczo położonym domku, w skąpanej w słońcu i gwarze Italii. Młoda kobieta, dla której ósmego grudnia nastąpiła totalna demolka stabilizacji.
Adelę poznajemy właśnie wśród roztrzaskanego na kawałeczki poukładanego życia. Dobrego życia, u boku ukochanego męża Pawła, w wymarzonej pracy – włoskiej księgarnio-kawiarni, w malowniczo położonym domku, w skąpanej w słońcu i gwarze Italii. Młoda kobieta, dla której ósmego grudnia nastąpiła totalna demolka stabilizacji.
To musiało zabrzmieć żałośnie. Całe moje trzydziestoczteroletnie życie spakowane do dwóch walizek.
Adela postanawia wrócić do rodzinnego miasta – Wrocławia. Zostawia szczęśliwe lata u boku ukochanego i próbuje stłumić wyrzuty sumienia. Jedynym celem przyświecającym jej działaniom jest sentencja "jedna dobra rzecz" – czynić dobro. Włosy dla fundacji Rak'n' Roll, zbiórka korków, kupno karmy dla psów ze schroniska, podpisanie deklaracji: "dawca narządów", bycie honorowym dawcą krwi. Czyli Adela zmienia się w miłosierną Matkę Teresę. A co z budowlanką? Co z cementem? Co z pustakami i murarską zaprawą? Czy w ferworze walki o lepszy byt dla potrzebujących Adela znajdzie miejsce na chwycenie w dłoń szpachelki, załączenie buczącej betoniarki i odbudowanie swego życia? Czy pomoże jej w tym Daniel, z wiecznie zsuwającymi się z nosa okularami, w rozciągniętym swetrze i wielkim smutkiem w oczach. I z tajemnicą pękniętej filiżanki.
Takie historie wydają się bardzo niezwykle, ale wbrew pozorom zdarzają się częściej niż myślimy.
Dajcie Magdalenie Knedler najbardziej banalną historię a ona wyciśnie z niej maksimum emocji, doda ciekawe tło i stworzy z niej powieść poruszającą serce i wrażliwość. O Historii Adeli, lekko zmodyfikowanej, słyszał każdy z nas. Możliwe, że znamy z autopsji sformułowanie "moje życie legło w gruzach". Adela przeżywa przymusowy reset swojego życia, wraca tam, skąd kilkanaście lat wcześniej uciekła, musi ponownie spotkać się z osobami, z którymi widzieć się nie chce, wyjaśnić kwestie, o których nie chce nawet myśleć, a co dopiero rozmawiać. Musi znaleźć pracę, tymczasowe mieszkanie, stawić czoło wszystkim bzdurnym "i na co ci to było?" "i co osiągnęłaś?" "a nie mówiłem/am?".
W tle tej historii przebrzmiewają klimatyczne jazzowe kawałki, sztuka, ambitne kino, literatura przez duże "L" i emocje. Cała paleta emocji, porozumienie bez słów, wspólne patrzenie w tę samą stronę i wyrzucenie instrukcji obsługi, wytycznych i obowiązujących norm.
Żyjemy w świecie pełnym hałasu, ciągłych rozmów, nieustannie atakujących nas dźwięków. W świecie przepełnionym blichtrem i paplaniną maskującą uciążliwe, wymowne i niebezpieczne milczenie. A tu nagle dostajemy Historię Adeli – powieść o ciszy. O delikatności, subtelności i porozumieniu, bo
[...] nie każda oczywistość musi zawsze uzyskać werbalny kształt.
To, co dokucza człowiekowi naprawdę i dotyka najgłębszych pokładów wrażliwości, jest trudne do ubrania w słowa.
Czytając Historię Adeli nieustannie kołatała mi w głowie myśl, że jest to powieść z elementami autobiografii – myliłam się – Autorka na końcu tłumaczy co było fikcją, a co kalką z rzeczywistości. Tym bardziej zdumiewa precyzja z jaką Magdalena Knedler odmalowała emocje, reakcje i zachowania bohaterów. Głębię, ból i zapętlenie w labiryncie niedopowiedzeń i nienazwanych uczuć. Charakterystykę postaci, a także doskonałe tło, jakim jest przytulna wrocławska kawiarenka, zagracony nierozpakowanymi pudłami dom Daniela, klimatyczny antykwariat, czy słoneczne Włochy ożywające we wspomnieniach Adeli i wizualizujące się przed naszymi oczami. Ta powieść pachnie kawą, starymi książkami i melancholią. Ta powieść jest pełna smutku, ale w formie utajonej – Autorka nie uderza w sentymentalne nuty, nie daje na tacy "gotowców". Przeżyj to sam... Poczuj to sam... Zrozum to sam...
Adela postanawia wrócić do rodzinnego miasta – Wrocławia. Zostawia szczęśliwe lata u boku ukochanego i próbuje stłumić wyrzuty sumienia. Jedynym celem przyświecającym jej działaniom jest sentencja "jedna dobra rzecz" – czynić dobro. Włosy dla fundacji Rak'n' Roll, zbiórka korków, kupno karmy dla psów ze schroniska, podpisanie deklaracji: "dawca narządów", bycie honorowym dawcą krwi. Czyli Adela zmienia się w miłosierną Matkę Teresę. A co z budowlanką? Co z cementem? Co z pustakami i murarską zaprawą? Czy w ferworze walki o lepszy byt dla potrzebujących Adela znajdzie miejsce na chwycenie w dłoń szpachelki, załączenie buczącej betoniarki i odbudowanie swego życia? Czy pomoże jej w tym Daniel, z wiecznie zsuwającymi się z nosa okularami, w rozciągniętym swetrze i wielkim smutkiem w oczach. I z tajemnicą pękniętej filiżanki.
Takie historie wydają się bardzo niezwykle, ale wbrew pozorom zdarzają się częściej niż myślimy.
Dajcie Magdalenie Knedler najbardziej banalną historię a ona wyciśnie z niej maksimum emocji, doda ciekawe tło i stworzy z niej powieść poruszającą serce i wrażliwość. O Historii Adeli, lekko zmodyfikowanej, słyszał każdy z nas. Możliwe, że znamy z autopsji sformułowanie "moje życie legło w gruzach". Adela przeżywa przymusowy reset swojego życia, wraca tam, skąd kilkanaście lat wcześniej uciekła, musi ponownie spotkać się z osobami, z którymi widzieć się nie chce, wyjaśnić kwestie, o których nie chce nawet myśleć, a co dopiero rozmawiać. Musi znaleźć pracę, tymczasowe mieszkanie, stawić czoło wszystkim bzdurnym "i na co ci to było?" "i co osiągnęłaś?" "a nie mówiłem/am?".
W tle tej historii przebrzmiewają klimatyczne jazzowe kawałki, sztuka, ambitne kino, literatura przez duże "L" i emocje. Cała paleta emocji, porozumienie bez słów, wspólne patrzenie w tę samą stronę i wyrzucenie instrukcji obsługi, wytycznych i obowiązujących norm.
Żyjemy w świecie pełnym hałasu, ciągłych rozmów, nieustannie atakujących nas dźwięków. W świecie przepełnionym blichtrem i paplaniną maskującą uciążliwe, wymowne i niebezpieczne milczenie. A tu nagle dostajemy Historię Adeli – powieść o ciszy. O delikatności, subtelności i porozumieniu, bo
[...] nie każda oczywistość musi zawsze uzyskać werbalny kształt.
To, co dokucza człowiekowi naprawdę i dotyka najgłębszych pokładów wrażliwości, jest trudne do ubrania w słowa.
Czytając Historię Adeli nieustannie kołatała mi w głowie myśl, że jest to powieść z elementami autobiografii – myliłam się – Autorka na końcu tłumaczy co było fikcją, a co kalką z rzeczywistości. Tym bardziej zdumiewa precyzja z jaką Magdalena Knedler odmalowała emocje, reakcje i zachowania bohaterów. Głębię, ból i zapętlenie w labiryncie niedopowiedzeń i nienazwanych uczuć. Charakterystykę postaci, a także doskonałe tło, jakim jest przytulna wrocławska kawiarenka, zagracony nierozpakowanymi pudłami dom Daniela, klimatyczny antykwariat, czy słoneczne Włochy ożywające we wspomnieniach Adeli i wizualizujące się przed naszymi oczami. Ta powieść pachnie kawą, starymi książkami i melancholią. Ta powieść jest pełna smutku, ale w formie utajonej – Autorka nie uderza w sentymentalne nuty, nie daje na tacy "gotowców". Przeżyj to sam... Poczuj to sam... Zrozum to sam...
Samotność w gruncie rzeczy jest straszna i człowiek powinien od niej uciekać, nawet jeśli poprzez kontakt z drugą osobą naraża się na kolejne krzywdy i zranienia.
Nie lubię jazzu (Zosia – piąteczka;)), w moim aucie prym wiedzie Umcyk-Umcyk-Ajlowiubejbe-FM, nie lubię podróżować, nie dla mnie kino nieoczywiste i zachwyt nad niebanalną rzeźbą, porcelaną, obrazem ("Człowiek-kaktus" mnie przeraża...). Na dobrą sprawę całe tło tej powieści to nie moja bajka... Ale nic to! Historia Adeli chwyta za serce. I zachwyca.
Niezależnie od tego jak mocno zdewastowane zostało nasze życie musimy pamiętać o jednej zasadniczej kwestii – żywioł jest w stanie zniszczyć mury, ale nie potrafi zniszczyć fundamentów, wykorzenić z nas dobra, empatii, wrażliwości, siły. I wiary w to, że niezależnie od tego jak wielkie nieszczęście nas spotkało – musimy znaleźć światło. Znaleźć światło i zabrać je ze sobą.
Prywata =):
Madziu, bardzo dziękuję Ci za to, że nasze rozmowy znaczą wiele nie tylko dla mnie =)
Nie lubię jazzu (Zosia – piąteczka;)), w moim aucie prym wiedzie Umcyk-Umcyk-Ajlowiubejbe-FM, nie lubię podróżować, nie dla mnie kino nieoczywiste i zachwyt nad niebanalną rzeźbą, porcelaną, obrazem ("Człowiek-kaktus" mnie przeraża...). Na dobrą sprawę całe tło tej powieści to nie moja bajka... Ale nic to! Historia Adeli chwyta za serce. I zachwyca.
Niezależnie od tego jak mocno zdewastowane zostało nasze życie musimy pamiętać o jednej zasadniczej kwestii – żywioł jest w stanie zniszczyć mury, ale nie potrafi zniszczyć fundamentów, wykorzenić z nas dobra, empatii, wrażliwości, siły. I wiary w to, że niezależnie od tego jak wielkie nieszczęście nas spotkało – musimy znaleźć światło. Znaleźć światło i zabrać je ze sobą.
Prywata =):
Madziu, bardzo dziękuję Ci za to, że nasze rozmowy znaczą wiele nie tylko dla mnie =)
Książka zajmuje zaszczytne miejsce w mojej biblioteczce, tym bardziej, że zawiera dedykację od autorki. Wkrótce zabiorę się za jej lekturę.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie :)
zazdroszczę=) to cenny autograf =)
Usuń