Chata na krańcu świata. Paul Tremblay

TYTUŁ: Chata na krańcu świata
AUTOR: Paul Tremblay
TŁUMACZENIE: Paweł Lipszyc
ILUSTRACJE: Maciej Kamuda
WYDAWNICTWO: Vesper
GATUNEK: Horror
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Vesper

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik 

 
Andrew, Eric i siedmioletnia Wen spędzają wakacje w chacie nad jeziorem. Z dala od zgiełku, internetu i zasięgu linii telefonicznych. Odcięci od ludzie... i od pomocy.

"Żywił irracjonalną nadzieję, że może odkładać dzień, gdy córka pojmie, że okrucieństwo, ignorancja i niesprawiedliwość są filarami porządku społecznego równie nieuniknionym jak pogoda".

Się nie udało. W chacie pojawiają się nieznajomi i tak zaczyna się koszmar Andrew, Erica i Wen. Aby przeżyć tatusiowie Wen muszą przyjąć propozycję napastników i podjąć decyzję...

To miała być "trzymająca w napięciu, porywająca opowieść o apokalipsie, poświeceniu i przetrwaniu [...]"... I byłaby, gdyby autor zdecydował się na... opowiadanie, a nie 300 stronicową powieść. Niestety to, co najbardziej wartościowe w "Chacie na krańcu świata" to rewelacyjny pomysł na fabułę, który wypełniony został dialogami na zasadzie "kopiuj-wklej", nużącymi opisami, powielaniem zachowań, w większości zbędnymi retrospekcjami. Lampka alarmowa zaświeciła się po kilkunastu stronach czworo dziwacznych ludzi, z ewidentnie złymi zamiarami próbuje dostać się do chaty. Przez sto stron o ich zamiarach słyszymy wciąż "nie mamy złych intencji, to nie tak miało wyglądać, porozmawiajmy". Dopiero w jednej trzeciej powieści dostajemy odpowiedz na pytanie "po jasny gwint obcy przybyli do chaty?". Dla równowagi najbardziej wstrząsający i emocjonalnie rozbrajający moment rozgrywa się w okolicy strony dwusetnej i po nim napięcie uchodzi jak z przebitego  balonika. 

Gwoli ścisłości kupuję koncepcję autora odnośnie zagrożenia apokalipsą i konsekwencji nie podjęcia decyzji przez Andrew i Erica, winszuję umiejętności charakterystyki uczuć z naciskiem na strach i bezradność, wplecenia w powieść symboli, a nade wszytko doskonałej, klaustrofobicznej aury, pełnej napięcia, wibracji zła i nieokreślonych, niesprecyzowanych doznań psychosomatycznych. Paul Tremblay pięknie pisze o emocjach, o poświeceniu, miłości. Jednak akcja rozmywa się powtarzalnymi dialogami, niepotrzebnymi dygresjami i innymi spowalniaczami akcji. 
Mam także ambiwalentne odczucia względem zakończenia. Z jednej strony spodziewałam sie solidnego tąpnięcia, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie innego finału tej historii.
"Chata na krańcu świata" mnie wkurzyła. Bo to fenomenalna historia, dosadna, wyrazista. Fabuła to taka plama czerwieni, która została rozmyta zbyt duża ilością "wodolejstwa". Gdyby nie niepokojące ilustracje Macieja Kamudy k,tóre potęgują klaustrofobiczny klimat, powieść oceniłabym niżej. A tak mamy 6/10

Plus za doskonałe wydanie =) ale to nijak ma się do treści. 
Nie odradzam, ale i nie namawiam.

Komentarze

Popularne posty