Łabędzi śpiew. Robert McCammon

 TYTUŁ: Łabędzi śpiew

AUTOR: Robert McCammon
TŁUMACZENIE: Maria Grabska-Ryńska
WYDAWNICTWO: Vesper
GATUNEK: Literatura postapokaliptyczna
Materiał reklamowy przy współpracy 
z Wydawnictwem Vesper

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik 


 
BUUUUM! I pozamiatane. Puszczona atomóweczka kończy waśń i nieustającą konkurencję miedzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR. Przy okazji kończy też życie na ziemi. Taki tam skutek uboczny zabawy w wojnę nuklearną... 

Przeżywa garstka osób, która próbuje przetrwać na jałowych ziemiach pozbawianych żywności, zdatnej do picia wody i światła słonecznego. Wśród nich Swan - dziewczynka z niesamowitym darem, czarnoskóry olbrzym - był zapaśnik - Josh Hutchins, bezdomna nazywająca siebie Siostrą oraz pułkownik Macklin i nastolatek Roland Croninger, ukryci w specjalnie przygotowanym schronie, który nie do końca spełnił normy i wytyczne kierownika budowy. 
Jak to bywa w obliczu zagrożenia: z ludzi wyziera to, co ukryte bardzo głęboko. Pierwsze skrzypce z pewnością gra tutaj instynkt przetrwania, ale w tle możne przebrzmiewać empatia, współczucie i próba odbudowania społeczności, wzajemna pomoc. Ale nie tylko... w niektórych ludziach budzi się potrzeba zabijania i utrzymania władzy za wszelka cenę. Nasi bohaterowie prócz próby przetrwania na skażonej powierzchni, walką z chorobą popromienną i własnymi demonami, będą musieli zmierzyć się także z antagonistami kierującymi się li tylko własnym interesem i wygodą.
 
"Każdy ma dwie twarze, dziecko. Tę widoczną i tę, która ukrywa w środku. Świat widzi to, co na zewnątrz, ale to właśnie ta wewnętrzna twarz świadczy o tym, jaka jesteś naprawdę. Gdyby dało się ją przenicować, od razy byłoby wiadomo, ile kto jest wart".

Literatura postapokaliptyczna ma to do siebie, że kładzie nacisk, i to w bardzo wyrazisty sposób, na odwieczna walkę dobra ze złem. Nie jest ważne, czy źródłem totalnej demolki jest wirus (jak w "Bastionie") czy wojna atomowa jak w "Łabędzim śpiewie". Kluczowym elementem jest fakt, że ludzkość zaczyna od zera. Ma szansę naprawić błędy, wyciągnąć wnioski ze złych decyzji swoich nieżyjących już pobratymców. Ale zawsze znajdzie się grupa ludzi, która te błędy powieli, zwielokrotni i odwieczne ścieranie się dobra i zła zacznie się od początku.
 
Robert McCammon stworzył garstkę bardzo wyrazistych, fascynujących bohaterów, którzy na pogorzelisku i ruinach ludzkości próbują przeżyć. "Łabędzi śpiew" jest nie tylko literaturą postapokaliptyczna, fantastyczną, przygodową, ale i horrorem oraz powieścią drogi. Uderzające jest to, że w obliczy totalnej zagłady, w człowieku budzi się instynkt pt.: "idź". Bohaterowie powieści ruszają w drogę niezależnie od tego czy mają bezpieczne schronienie, wystarczający zapas żywności i poczucie względnego bezpieczeństwa. To pokazuje, że mimo barier i różnic człowiek jest istotą społeczną, która bezwiednie dąży do stworzenia chociaż namiastki społeczeństwa. Stad właśnie imperatyw drogi - wędrówki w poszukiwaniu lepszego bytu w niewielkiej chociaż grupie.

Mimo niemal 900 stron "Łabędzi śpiew" się pochłania, sympatyzuje z bohaterami, przezywa śmierć, cieszy z drobnych sukcesów. Aż żal, że ta historia dobiegła już końca... McCammon ma lekkie pióro i jeśli ktoś z Was chce po raz pierwszy zmierzyć się z tego typu literaturą, to zdecydowanie bardziej polecam "Łabędzi śpiew" niż "Bastion" Kinga czy "Przejście" Cronina.
 
McCammon jest niezawodny - czy to kryminał historyczny, horror czy postapo zawsze odnajduję się w wykreowanym przez niego świecie. To zdecydowanie jeden z najlepszych współczesnych autorów. Polecam niezmiennie wszystkie jego powieści.

Komentarze

Popularne posty