Ptaki bez skrzydeł. Louis de Bernières
TYTUŁ: Ptaki bez skrzydeł
Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik |
Początek XX wieku. Mała miejscowość w Anatolii, której rytm dyktują prawa natury a mieszkańcy, pomimo różnic narodowościowych i innych wyznań żyją w zgodzie i wzajemnym poszanowaniu. Na razie nie docierają do nich powiewy nacjonalizmu, który stanie się źródłem podziałów i rozwarstwień. Na razie... Bo gdzieś, w nie tak bardzo dalekim świecie, pod wodzą Mustafy Kemala powstaje ruch nacjonalistyczny młodoturków, który chce pomścić śmierć rodaków. W odwecie za rzeź, której dopuścili się Grecy, Serbowie, Czarnogórcy, Bośniacy, Bułgarzy.
"Potrójna zaraza nacjonalizmu, utopizmu i absolutyzmu religijnego przeobraża się w kwas trawiący kręgosłup moralny rasy ludzkiej i ta bezwstydnie, a nawet dumnie popełnia czyny, które uznałaby za nikczemne, gdyby ich sprawcą był ktokolwiek inny".
Snujemy się przez tę historię z zamkniętymi oczami. Smakując, dotykając, czując to, co niewidoczne dla oczu a możliwe do zrozumienia pozostałymi zmysłami. "Ptaki bez skrzydeł" to zabawa sensoryczna aktywizująca nas na każdej płaszczyźnie emocjonalności. Sunąc po bezkresnych krainach, codzienności kompletnie nieznanych nam osób napotykamy ukłucie bólu, uszczypnięcie żalu i dumamy nad złożonością ludzkiej natury. Za przedziwną prawdą, że nikt nigdy nie jest albo zły albo dobry, życie pełne odcieni szarości wypełnione jest drobnymi potknięciami, błędami, okruchami dobra i pomyłkami. Miedzy współczuciem dla biednych, uczciwością w pracy znalazło się miejsce na ukamienowanie żony. Mężczyzna, dla którego sensem i radością życia zawsze były dzieci rozkazuje ukarać córkę w najgorszy z możliwych sposobów. Tak - złożoność ludzkiej natury zadziwia. I "Ptaki bez skrzydeł" zabierają nas w te podróż po Eskibahce - małej miejscowości w południowo-zachodniej Anatolii, w której nie ma miejsca na różnice ze względu na narodowość, religię. Szacunek. Zrozumienie. Tolerancja. Do czasu, kiedy mieszkańcy tej małej mieścinki nie wpadną w wir kołowrotu zwanego szumnie "wielka historią o niepodległość", a będącego tak naprawdę wojną napędzana gniewem i żądzą władzy. Zwyczajne poranki wypełnione zostają zgrozą, gwałtami, śmiercią i płaczem, które zniszczą harmonię, poczucie wspólnoty i wzajemną życzliwość.
"Wszystkie te kampanie wojskowe, rewolucje i spiski, to gadanie o etnicznym tym i etnicznym tamtym... co one przynoszą? Rozlew krwi i katastrofę".
Piękna to była powieść. Tragiczna to była powieść. Louis de Bernières wrzuca czytelnika w zwyczajność mieszkańców Eskibahce wypełnioną śpiewem ptaków, szczekaniem bezpańskich psów, lokalnymi, małymi porażkami i drobnymi codziennymi dramatami. I ten sam Louis de Bernières niemalże brutalnie zabiera nam tę sielankową wizję. Stajemy się świadkami pochłaniania człowieka przez historię. Jednostki przez masę. Ten piękny język, niespieszny rytm powieści tak bardzo "gryzą się" z brudem wojny oraz ciemną stroną nacjonalistycznych przekonań.
"Ptaki bez skrzydeł" oczarowały mnie niewymuszoną głębią, rodzącą aforyzmy jakby bezwiednie, naturalnie. Przeraziły zdaniami i scenami wywierające się w czaszkę i kipiące od niemego bólu (Tamara tuląca swoje dziecko w ramionach) oraz rozbawiły specyficznym poczuciem humoru bohaterów. Część "przed wojną" podobała mi się nieco bardziej niż zapiski z wojennych zmagań oraz kolejnych kroków kariery wojskowej Mustafy Kemala.
Cudownie jest odnaleźć w ciągłym biegu i pędzie życia lekturę, która zmusi do wrzucenia na luz, wyhamowania. I zapomnieć się na te kilka wieczorów, zatopić w innym świecie, innych emocjach. "Ptaki bez skrzydeł" staną się zatem źródłem i ukojenia i rozedrgania wewnętrznego. Bardzo polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz