Frankenstein. Mary Shelley

TYTUŁ: Frankenstein

AUTOR: Mary Shelley
TŁUMACZENIE: Olga Szarek-Ratkowska
ILUSTRACJE: Theodore Bon Holst i anonim 
WYDAWNICTWO: Hachette
GATUNEK: Klasyka horroru i fantastyki
Materiał reklamowy przy współpracy z Wydawnictwem Hachette

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik 


 
 
Wiedziałam, że nie może być aż tak pięknie, że każda kolejna pozycja z kolekcji Mistrzowie horroru i fantastyki to będzie strzał w dyszkę. Tym razem  strzała nawet nie musnęła tarczy...
 
Szalony naukowiec i filozof Viktor Frankenstein, dla którego celem nadrzędnym była od zawsze nauka i konsekwentne dążenie do zamierzonych celów odkrywa sposób na ożywienie materii nieożywionej. Wiele lat rozwoju, doświadczeń i samodoskonalenia się doprowadza do punktu kolimacyjnego - z martwych tkanek tworzy żywy organizm. Jednak efekt eksperymentów przerasta doktora Frankensteina - jego dziełem jest monstrum, które z powodu swojej wizualnej szpetoty nie może odnaleźć się w rzeczywistości. Osamotnienie i odrzucenie li tylko z powodu wyglądu zewnętrznego rozpala w Potworze gniew i chęć zemsty na swoim stwórcy.

Może zacznę od plusów, bo uwinę się raz dwa;) 
Wydanie - jak dwa pozostałe tomy, tak i tutaj mamy maksymalne dopracowanie. Począwszy od bogato zdobionej okładki, poprzez ilustracje, na pięknym wnętrzu skończywszy. 
Powieść została napisana przez niespełna dwudziestoletnią wówczas Mary Shelley i wydana w 1818 roku. Chylę czoła za tak bogaty zasób słownictwa, wyobraźnię i inteligencję autorki, która zawarła w swoim dziele wiele kwestii natury moralnej, jak chociażby odpowiedzialność za drugiego człowieka, konsekwencje "zabawy w Boga", rozpaczliwe pragnienie bycia akceptowanym, rozumianym oraz wpływ odrzucenia jednostki na kształtowanie jej światopoglądu. 

Pomimo ogromnego szacunku do pracy włożonej w tworzenie tej historii oraz samego zamysłu, skłamałabym pisząc, że mnie zachwyciła... Są powieści, ponadczasowe i uniwersalne, którym upływający czas niestraszny. "Frankenstein" do nich nie należy. Odnoszę wrażenie, że po prostu kiepsko się zestarzał. Patetyczny język, romantyczne, wzniosłe, pełne nadmuchanej elegancji dialogi rażą sztucznością. Zachowanie doktora Frankensteina, jego omdlenia, wielomiesięczne niedomagania miały być zapewne wyrazem wewnętrznej walki, rozterek moralnych i swoistego rachunku sumienia, dla mnie były potwierdzeniem, że nie odnajdę się w tej historii. Teatralna - zapewne właśnie taka miała być ta powieść, z monologami w postaci kolejnych listów, do kolejnych adresatów. I nawet warstwa emocjonalna, rzeczywiście poruszająca i skłaniająca do refleksji, nie zrekompensowała prawie 200 stron nudy... 

A jednak nieco przewrotnie - cieszę się, że przeczytałam jedną z najważniejszych powieści klasyki literatury i nie żałuję czasu spędzonego z "Frankensteinem". Rozumiem zachwyty, jednakowoż ich nie podzielam ;)


Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik 


Komentarze

Popularne posty