Stara Słaboniowa i Spiekładuchy. Joanna Łańcucka
TYTUŁ: Stara Słaboniowa i Spiekładuchy
AUTOR: Joanna Łańcucka
WYDAWNICTWO: Oficynka
GATUNEK: Literatura współczesna
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka
![]() |
Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik |
"A na wsi powiadali...
(podsłuchane przeze mnie razu pewnego na wiejskim przystanku, w oczekiwaniu na pekaes do Łowicza;))
...że Jadźka Józkowa gziła się z Kazikiem od Matyjaków. Rozpustnica jedna, ale chłopy lubiom takie dupiaste, cycate i chyntne na igraszki w stogu siana. Kijem jej Józek razów nabije, za te rozpusty w boży dzień!, toż to Boga w sercu nie ma na takie niegodziwości. Pińcioro dziecioków w chałpie siedzi, a ta po sianie się łasi. Czyżby jaka mara nieczysta czy djobeł w dziewuche wstąpił, cyco?".
A może i rzeczywiście mara? A może nie chuć niezaspokojona tylko Kauk? Takie dylematy to tylko Słaboniowa może rozstrzygnąć ;) bo ta historia w kontekście Starej Słaboniowej i Spiekładuchów nabiera innego wymiaru...
Mała wioska gdzieś na wschodnich terenach Polski i Teofila Słaboniowa – staruszka, zielarka, a może i po trosze czarownica? Ile ma lat, nie wie nikt. Siwiutkie jej włosy pod kwiaciastą chustą ukryte, w dłoni leszczynowa laska, a w piersiach serce wielkie, dobre i pomocą służące. Bo do Capówki pode Chmielowem nader często zagląda zło, czy to w postaci strzygi, zmory czy kikimory. Zjawy, mary i inne czarcie pomioty, które dusze ludzką na zgubę prowadzą, a ciało na zatracenie. Ale stara Słaboniowa wie jak odczarować złe uroki.
Joanna Łańcucka oddaje w ręce czytelników rubaszną, nasyconą grozą baśń utkaną na kanwie mitologii słowiańskiej. Jawa miesza się ze snem, rzeczywistość z fantazją. A klimat czaruje, przenosi nas do drewnianej chałupy, z hyrbatą na stole, drożdżowym plackiem i tym specyficznym zapachem – ziół, starości i ciepła. Powieść napisana została przepiękną gwarą, która idealnie komponuje się z aurą mistycyzmu i codziennością wiejskiej egzystencji. Bardzo sugestywne, mroczne ilustracje perfekcyjnie współgrają z treścią.
Stara Słaboniowa i Spiekładuchy to nie tylko opowieść o wierzeniach, zabobonach i nadprzyrodzonych mocach, ale przede wszystkim wnikliwa analiza ludzkiej natury. Wsi spokojna, wsi wesoła? A skąd! Pijaństwo, gnuśność, wygodnictwo, kłapanie ozorem na wszystkie strony świata. Autorka zgrabnie przemyca w tekst prawdy życiowe i obnaża brudne, wstydliwe wnętrze okryte pelerynką bogobojności i skromności.
Żeb kogo na zło drogę sprowadzić, to grunt żyzny być musi.
Wódkie jak chleli, tak i chlejo. Tu nijakiej różnicy nie uświadczysz.
We wsi jak słowo jedno rzucisz, to zaraz się w dziesięć przemienia, a ledwo się obejrzysz, to w pięćdziesiąt, a każde obelżywe i pełne nienawiści [...]
Zaiste zacna to lektura. Nie tylko ze względu na podjęcie się charakterystyki słowiańskich wierzeń ludowych (a takich publikacji jak na lekarstwo), ale i formę wypowiedzi (gwara), odwagę we wplecenie w tekst rozpustnych, bezpruderyjnych fragmentów oraz umiejętną kreację postaci. Słaboniowa to jedna z najbardziej tajemniczych i wyrazistych postaci. Ze skrawków tekstu, z ochłapów rzuconych w fabułę informacji wizualizujemy sobie Teofilę i odtwarzamy wyboistą, krętą i pełna złą drogę, która zaprowadziła ją do Capówki.
Była to choroba ducha, co śmiertelną być może, bo człowiek z niej usycha na wiór, zapada się, marnieje.
To jest jedna z tych książek, do których się wracać będzie i którą puszcza się w świat, aby jak najwięcej ludzi czytało. I się zachwycało. Rzadko to piszę, ale Starą Słaboniową warto, a wręcz trzeba mieć na półce własnej biblioteczki.
Urokliwa, magiczna, wyborna.
(podsłuchane przeze mnie razu pewnego na wiejskim przystanku, w oczekiwaniu na pekaes do Łowicza;))
...że Jadźka Józkowa gziła się z Kazikiem od Matyjaków. Rozpustnica jedna, ale chłopy lubiom takie dupiaste, cycate i chyntne na igraszki w stogu siana. Kijem jej Józek razów nabije, za te rozpusty w boży dzień!, toż to Boga w sercu nie ma na takie niegodziwości. Pińcioro dziecioków w chałpie siedzi, a ta po sianie się łasi. Czyżby jaka mara nieczysta czy djobeł w dziewuche wstąpił, cyco?".
A może i rzeczywiście mara? A może nie chuć niezaspokojona tylko Kauk? Takie dylematy to tylko Słaboniowa może rozstrzygnąć ;) bo ta historia w kontekście Starej Słaboniowej i Spiekładuchów nabiera innego wymiaru...
Mała wioska gdzieś na wschodnich terenach Polski i Teofila Słaboniowa – staruszka, zielarka, a może i po trosze czarownica? Ile ma lat, nie wie nikt. Siwiutkie jej włosy pod kwiaciastą chustą ukryte, w dłoni leszczynowa laska, a w piersiach serce wielkie, dobre i pomocą służące. Bo do Capówki pode Chmielowem nader często zagląda zło, czy to w postaci strzygi, zmory czy kikimory. Zjawy, mary i inne czarcie pomioty, które dusze ludzką na zgubę prowadzą, a ciało na zatracenie. Ale stara Słaboniowa wie jak odczarować złe uroki.
Joanna Łańcucka oddaje w ręce czytelników rubaszną, nasyconą grozą baśń utkaną na kanwie mitologii słowiańskiej. Jawa miesza się ze snem, rzeczywistość z fantazją. A klimat czaruje, przenosi nas do drewnianej chałupy, z hyrbatą na stole, drożdżowym plackiem i tym specyficznym zapachem – ziół, starości i ciepła. Powieść napisana została przepiękną gwarą, która idealnie komponuje się z aurą mistycyzmu i codziennością wiejskiej egzystencji. Bardzo sugestywne, mroczne ilustracje perfekcyjnie współgrają z treścią.
Stara Słaboniowa i Spiekładuchy to nie tylko opowieść o wierzeniach, zabobonach i nadprzyrodzonych mocach, ale przede wszystkim wnikliwa analiza ludzkiej natury. Wsi spokojna, wsi wesoła? A skąd! Pijaństwo, gnuśność, wygodnictwo, kłapanie ozorem na wszystkie strony świata. Autorka zgrabnie przemyca w tekst prawdy życiowe i obnaża brudne, wstydliwe wnętrze okryte pelerynką bogobojności i skromności.
Żeb kogo na zło drogę sprowadzić, to grunt żyzny być musi.
Wódkie jak chleli, tak i chlejo. Tu nijakiej różnicy nie uświadczysz.
We wsi jak słowo jedno rzucisz, to zaraz się w dziesięć przemienia, a ledwo się obejrzysz, to w pięćdziesiąt, a każde obelżywe i pełne nienawiści [...]
Zaiste zacna to lektura. Nie tylko ze względu na podjęcie się charakterystyki słowiańskich wierzeń ludowych (a takich publikacji jak na lekarstwo), ale i formę wypowiedzi (gwara), odwagę we wplecenie w tekst rozpustnych, bezpruderyjnych fragmentów oraz umiejętną kreację postaci. Słaboniowa to jedna z najbardziej tajemniczych i wyrazistych postaci. Ze skrawków tekstu, z ochłapów rzuconych w fabułę informacji wizualizujemy sobie Teofilę i odtwarzamy wyboistą, krętą i pełna złą drogę, która zaprowadziła ją do Capówki.
Była to choroba ducha, co śmiertelną być może, bo człowiek z niej usycha na wiór, zapada się, marnieje.
To jest jedna z tych książek, do których się wracać będzie i którą puszcza się w świat, aby jak najwięcej ludzi czytało. I się zachwycało. Rzadko to piszę, ale Starą Słaboniową warto, a wręcz trzeba mieć na półce własnej biblioteczki.
Urokliwa, magiczna, wyborna.
![]() |
Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik |
Komentarze
Prześlij komentarz