Zniknięcie Anie Thorne. C.J.Tudor

TYTUŁ: Zniknięcie Annie Thorne
AUTOR: C.J. Tudor
TŁUMACZENIE: Grażyna Woźniak
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
GATUNEK: Thriller/Horror
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik 


Duszna atmosfera, klimat mrożący krew w żyłach, wsysająca fabuła, antypatyczni bohaterowie ble ble ble ble, frazesy. Aby oddać kwintesencję tego, jaką sieczkę z mózgu robi ta historia powinnam wyekstrahować i wtłoczyć tutaj w te literki mój strach i obrzydzenie, które towarzyszyły mi od początku, do samiuśkiego końca czytania tej powieści. Nie da się, próbowałam ;) dlatego liczę, że kilka zdań częściowo odda mój zachwyt =)

Joe Thorne, którego drugie imię to "sarkazm" i "walimnieto" po 25 lata wraca do rodzinnej miejscowości Arnhill. Bynajmniej nie z pobudek sentymentalnych. Joe władował się w niemałe tarapaty, postanawia zaszyć się w tej dziurze zabitej dechami i zrealizować pewien plan. Plan, który zakłada powrót do tragicznych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to jego mała, ośmioletnia siostrzyczka Annie zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Najgorsze jest jednak to, że... wróciła.

"Zniknięcie Annie Throne" nie jest sympatyczną historyjką idealną do popołudniowej kawki. Pierwotne zło emanujące z kart tej powieści, oblepia człowieka, wnika pod skórę i niepokoi. Tudor świetnie "operuje grozą", bo niemalże każdy element fabuły nas straszy: klaustrofobiczna Arnhill, nieprzyjaźni mieszkańcy, mroczna kopalnia, prześladowanie i przemoc w szkole no i oczywiście sama historia wypełniona złem. Złem, które wsiąka w mury domów, ziemię, mieszkańców... i paruje.


"Zniknięcie Annie Thron" ma w sobie to, co najbardziej cenie w horrorach niebanalną grozę (nie gonią nas zombiaki, wampiry i duchy) oraz to, co cenię najbardziej w thrillerach intrygującą zagadkę z zaskakującym finałem. To wszystko spowite aurą zgnilizny. Na szczególną uwagę zasługuje budowanie napięcia poprzez retrospekcje oraz sposób, w jaki autorka kreuje postać głównego bohatera. Najpierw mu współczujemy, a później, poprzez odkrywanie kolejnych (nomen omen;) kart zastanawiamy się jaką rolę odegrał w tragedii sprzed dwudziestu pięciu lat.

"Ludzie – szczególnie jeśli chcą sprawić wrażenie bardzo mądrych – lubią powtarzać, że niezależnie od tego jak długa pokonamy drogę, nigdy nie zdołamy uciec od samych siebie.
Gówno prawda. [...] Jaźń to tylko konstrukt, który można rozłożyć na kawałki, zdemontować i na nowo poskładać".
 
Powieść jest idealnie wyważona straszy, niepokoi i intryguje. I gdyby nie jeden mankament, mogłabym ją uznać za powieść idealną. Mianowicie o ile w "Kredziarzu" nawiązania do Kinga mi nie przeszkadzały, to w przypadku "Zniknięcia Annie Thorne" podobieństwo jest zbyt oczywiste, zbyt jaskrawe. Tudor zbudowała powieść na motywie żywcem wyjętym z jednego z najstraszniejszych (i najdoskonalszych) horrorów Stefanka. Co prawda temat został ugryziony z innej strony i doprawiony innym bukietem przypraw, ale jednak... pewien niedosyt pozostaje. Nie zmienia to faktu, że sam klimat, atmosfera grozy i naprawdę ciekawa zagadka kryminalna są innowacyjne, niepowtarzalne i na tyle soczyste, że warto się skusić na konsumpcję.

"[...] dobre wspomnienia przypominają motyle: są ulotne, kruche i nie da się ich schwytać, nie miażdżąc ich. Z kolei te złe – poczucie winy, wstyd – tkwią w człowieku niczym pasożyty, po cichu zżerając go od środka".

Jeszcze nie ochłonęłam po "Zniknięciu Annie Thorne" a już wypatruję kolejnej książki C. J. Tudor. Autorka dołącza do nielicznego grona pisarzy, którzy potrafią pobudzić moją wyobraźnię i przestraszyć do tego stopnia, że zasypiam przy włączonej lampce nocnej.

Komentarze

  1. Fantastyczna recenzja, wpisuję na długą listę do przeczytania😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobała mi sie bardzo <3 takie duszne, mroczne thrillery lubie najbardziej =)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty